Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/316

Ta strona została przepisana.
III.

Nareszcie siadł Różycki na ławie łodzi parowej, która miała odstawić jadących na „Armanda“ i uspokoił się. Bagaż zdał, bilet wykupił… Pomacał go raz jeszcze w kieszeni, zdjął swój hełm korkowy, wytarł spotniałe czoło i rozejrzał się.
Pasażerów pełniutko!
Tuż obok niego, boczkiem na siedzeniu, tkwił długi, jak ljana i jak ljana zielony osobnik. Chwili nie usiedział spokojnie, kręcił się, zerkał zukosa na zapisującego wrażenia Różyckiego, zaglądał ciekawie do jego notesu.
— Il Germano? — spytał wreszcie.
— No, Polako!…
— Aaa!…
Zaczął natychmiast coś szybko opowiadać niemożliwym „pigginem“. Różycki notes zamknął i słuchał cierpliwie, wypatrując jednocześnie swoich skrzyń wśród zwału bagażowego.
Nie dostrzegał ich i niepokój ogarniał go ponownie. Niedarmo wczoraj nie chciano wcale