Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/319

Ta strona została przepisana.

na statku! Teraz chyba już nie zdążyłbym pójść do restauracji!?…
— O tak! Teraz wysiąść niebezpiecznie. Może odejść!… Oni tak zawsze robią, zawsze się spóźniają, żeby zaoszczędzić sobie nasz obiad… Ale nigdy niewiadomo, czy nie ruszą…
— Ludzie są oszuści! Im bogatsi, tem gorsi! — mówi dama z czerwonem piórkiem i zapala papierosa.
— Yes!… — potwierdza człowiek-ljana i również wyciąga egzotyczną cygaretkę na ogromnej słomce. Następnie uchyla elegancko wyniszczonej panamy przed „czerwonem piórkiem“ i prosi o ogień.
Na schodnicy ukazali się spóźnieni pasażerowie pierwszej i drugiej klasy. Wszyscy ustępują im z drogi, kłaniają się uniżenie, zaglądają zabiegliwie w oczy… A oni płyną w obłokach kufrów, pudełek, walizek, w otoczeniu posługaczy i tragarzy, poważni, spokojni, pewni, że świat stworzony dla nich i że oni dźwigają go na swoich ramionach. Panie w jasnych sukniach, w cieniu jaskrawo-kolorowych parasolek wyglądają jak cudne, nieziemskie stwory, niedostępne dla błota życia i jego mąk…
Jakże daleko czuje się od nich tym razem Różycki, a przecie brakuje mu do biletu i… do Indyj, zaledwie kilkadziesiąt funtów!
Nareszcie rozlega się dzwonek, a potem krótki rozkaz leci ze środka statku. Sapnęła maszyna, drgnęła podłoga łodzi. Rozdzierający ryk