szram, blizn, przepuklin, naprędce załatanych lub zatkanych smoloną osmyczyną. Olbrzymie obozowisko wypoczywających włóczęgów wodnych, pachnących mułem, tranem, żywicą… Zjadliwe tumany zżarły im barwy, ciosy fal poszczerbiły im krawędzie, tchnienia cyklonów i bezlitośne słońce zwrotnikowe wycałowały wszelką gładkość, słona śniedź pordzawiła żelazne i bronzowe okucia, sadź małżów i porostów gęsto omszyła wydęte poddenia. Nużają się ociężale; czarno-siny wart dokoła nich bełkocze, a ponad niemi mgli się nieprzejrzany las strzelistych, iglicowych masztów, osnuty pajęczyną lin, drabin sznurowych, skrętów żaglowych i rej.
Ten las, przedziwnie powietrzny i koronkowy, biegł szlakiem niskiego przylądka i urywał się nagle z końcem ziemi, odsłaniając niezmazany błękit oceanu.
Słabły zwolna portowe zapachy. Gorzki, zastały zaduch zatoki rozpuszczał się w świeżych, słonych, przestwornych powiewach. Piersi podróżnych wciągały je z rozkoszą.
Wtem ucichła maszyna, powiało zboku ciepło wygrzanego słońcem kolosa, nad głowami przejezdnych zabielały w błękitach brzuchy łodzi ratunkowych i parostatek stuknął cicho o biały bok „Armanda“.
Różaniec dam klas uprzywilejowanych wstępuje na górę po wąziutkich schodkach, kołysa-
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/321
Ta strona została przepisana.