nych przypływem fal. Migają koronkowe obszycia spódnic wszystkich możliwych kolorów.
Za paniami kroczą panowie, wysocy i niscy, grubi i wysmukli, zręczni i niezgrabni… Grzebią się jak kraby po lśniącym boku statku na rozhuśtanej drabinie. Za nimi dążą ich kuferki…
Przychodzi wreszcie kolej na klasy poślednie.
I one puszczają przodem swoje kobiety, ale ich „dessous“ nie przedstawia malowniczego widoku. Czują to pewnie niewiasty, gdyż przesuwają się szybko, ogarniając zręcznie spódnice. Jedynie jakaś prosta kobiecina, owinięta w wyszarzaną chustę, nie dba wcale o widzów i ostrożnie stąpa po schodkach słoniowatemi nogami, trzyma się mocno oburącz za sznur poręczy i pozwala swawolnemu wiatrowi igrać dowolnie ze swoją grubą kiecką.
Nakoniec wstępują na górę i mężczyźni klasy trzeciej, wlokąc swoje kuferki. Co prawda, nie jest to rzecz łatwa na wąziutkim i chybotliwym trapie; można i łatwo spaść i dobytek utopić, ale… idących ośmiela widok marynarzy i posługaczy okrętowych, którzy spokojnie przyglądają się ich wysiłkom. Spotniali, zdyszani, są wreszcie u szczytu i wstępują w długi korytarz, gdzie za szeregiem zawartych drzwi kryją się czyste, wygodne kajuty.
Służąca w czepeczku i białym fartuszku podejrzliwie śledzi za nimi, a lokaj w czarnym fraku woła:
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/322
Ta strona została przepisana.