— Dalej! Dalej!… Trzecia klasa dalej!…
Różycki mężnie dźwigał swoją starą, ciężko wyładowaną papierami walizę. Nie chciał pozostać wtyle od innych i nawet nie pozwalał sobie bardzo sapać.
— Ho, ho!… Jeszcze nie jest tak źle ze mną!… — myśli z przyjemnością.
Powodzenie rozzuchwala go na tyle, że chwyta nawet za jedno ucho kosz Angielki z „czerwonem piórkiem“, która, śmiertelnie blada od znużenia, stanęła i oparła się ręką o ścianę. Kobieta dziko spogląda na niego i broni swego mienia.
— Niech pani pozwoli!… Pomogę…
— Tak, tak!… Trzeba się śpieszyć… Zajmą lepsze miejsca!…
— Ale ja… sama…
Znowu chwyta za ucho kosza, który dźwiga do spółki z towarzyszką, lecz po kilku krokach znowu staje bez tchu.
Ztyłu podróżni popychają ich i gderzą na powolność. Różycki ponownie próbuje odebrać Angielce jej ciężar.
— Zajmą lepsze miejsca!… — powtarza rozpaczliwie jej ruda przyjaciółka. — Wie pan co, niech pan tu z Kate popilnuje rzeczy, a ja pobiegnę naprzód, zajmę miejsca… Tu już można stać, tu trzecia klasa.
Istotnie już przekroczyli żelazną bramę, oddzielającą tylną, uprzywilejowaną część statku od jego przodu. Mrówczany sznur wędrowców,
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/323
Ta strona została przepisana.