Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/351

Ta strona została przepisana.
V.

„Na całem pomorzu chińskiem najłatwiej chyba w Honkongu o deszcz i mgłę. Jak gdyby wraz ze swemi instytucjami, obyczajami, bankami, składami, lawn-tennisami, puddingiem i flotą, Anglicy przenieśli tu również część swego klimatu…“ — notował w swym dzienniczku Różycki z wprawą długoletniego korespondenta. On jeden z całej klasy trzeciej wysiadł na ląd, aby obejrzeć miasto.
Podwinąwszy wysoko spodnie, brodził odważnie w potokach brudnej wody, płynącej po trotuarach. Wiatr szarpał mu parasol, płachty gęstej, kroplistęj mgły i bryzgi deszczu ślepiły mu oczy. Z trudnością rozróżniał w fałdach siwych tumanów stopnie ulic, pnących się gwałtownie w chmury, a w poboczach ich pierzaje wysokich gmachów, spiętrzonych stromo, jak skalne zręby.
Wdole dookoła ryczało morze, targało strzępiastym podołem dżdżów, unosiło go wzbu-