Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/364

Ta strona została przepisana.

tarjusze wszystkich krajów łączcie się!“… czytał pan? To, to, ono to! Mnie teraz towarzysze francuscy pomagają… a przejdę na statek angielski, będą pomagali angielscy… Kartofle skrobię, naczynia myję, buty im poczyszczę… i w ustępach sprzątnę i tak sobie jadę… Mnie tu znają… mnie tu na każdy statek wezmą… Tylko na ojczysty, na ruski nie mogę… A dlaczego?… A dla tego samego!…
Spojrzał znacząco na Różyckiego i sięgnął do czapki.
— Do przyjemnego widzenia!… Więc przyjdę o piątej tu do ptaszarni. Najlepiej do ptaszarni… Chińczyki dobre chłopy!… Dam im parę kartofli… nic nie powiedzą… Milczki ścierwa są!… Jego nożem rżnij — nie powie! Tak to! Do przyjemnego widzenia!
Znikł w czarnym, jak on sam, cieniu kuchennego korytarza.
A Różycki wrócił do jadalni i znowu z triumfem pił herbatę w oczach wściekającego się „monsieur Torchona“; ba, częstował nawet małego artylerzystę.
Resztę dnia spędził w swej cichej niszy na czytaniu i rozmyślaniu, na pisaniu notatek i na… marzeniach…
Gdy przed zachodem słońca, na sygnał obiadowego dzwonka, spuścił się do jadalni, zastał tam wcale wesoły — a nawet nieco romantyczny nastrój. Drzwi do kajuty Japonek były otwarte.
„Podwójne kwiaty wiśniowe“ — młodziu-