Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/380

Ta strona została skorygowana.

A może pan ma jaką wesołą książkę… taką dla mężczyznów?… To jabym bardzo pana prosiła… możeby ją to znowu poprawiło?… Co? Myby mogły wtedy w Kair dobrze popracować… Jabym panu nawet za taką książkę zapłaciła, coby pan chciał!… Kate, Kate! Chodź-no tutaj!… Pan ci da książkę! — prosiła ponownie.
Kate niechętnie zwróciła ku nim głowę. Sami podeszli do niej.
— Towarzyszka pani prosi o książkę dla pani… Mam taką jedną polską książkę, ale niech mi pani jej nie zgubi, to moja przyjaciółka!…
— Przyjaciółka pana?… polska książka!? — ucieszyła się. — Bardzo panu dziękuję. Oddam, oddam w całości. A jaka książka?
Różycki wymienił tytuł.
— Może pani już czytała?
Kate zmarszczyła brwi i usta jej drgnęły.
— Zdaje się, że czytałam… Ale dawno, bardzo dawno… Nie pamiętam!…
— Wprzód niech jej pan da tę książkę, a list napiszemy potem… W Sajgonie staniemy dopiero jutro w południe… Zresztą list tym samym statkiem z nami pojedzie aż do Suez, ja wiem! Mamy czas! Co!?… Ja prawdę mówię!?… Co!?… Potem napiszemy… Poco pośpiech!?… Kto się pośpieszy, ten innych ucieszy!…