Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/465

Ta strona została przepisana.

szczerze powie: czy to prawda, że pan… przebrany oficer?…
— Ależ nie!… Skąd to pytanie?… — odpowiedział zdumiony.
Oczy jej zabłysły.
— Byłam pewna, że to plotka!… Znam dużo oficerów, wcale pan do nich niepodobny! Ale dlaczego pojechał pan trzecią klasą, kiedy pan miał pieniądze?… Podobno cały wór złota…
Roześmiał się.
— Wór złota!? Żałuję bardzo, ale było tego znacznie mniej! A dlaczego jechałem trzecią klasą, to zaraz pani wytłumaczę. Od dzieciństwa marzyłem o Indjach…
Zaczął długo i szczegółowo opowiadać jej o swojem życiu, swych przygodach, zamiarach, planach, marzeniach, o swej pracy i środkach majątkowych słowem o wszystkiem, o czem z nikim nie mówił dotychczas… Musiał przecie ją wtajemniczyć: wszakże miała zostać jego żoną!
Spowiedź ta sprawiała mu niespodziewaną, nieznaną dotychczas słodką rozkosz. Chodzili tam i napowrót po wąskiem przejściu między pakami a burtą tak blisko, że wciąż potrącali o siebie. Słońce paliło im głowy, pasażerowie przechodząc rzucali na nich znaczące spojrzenia…
Różycki na nic nie zwracał uwagi.
Pierwszy raz w życiu przebywał podobne wzruszenia i zupełnie zapomniał, kogo, ma przed sobą… Sam dziewiczy, traktował i ją jak dziewicę: z wdziękiem nieśmiałości, z wstydliwem,