Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/495

Ta strona została przepisana.
XVI.

Choć Różycki zaraz po zajęciu pokoju puścił w ruch zawieszony u sufitu wachlarz, w nocy było tak duszno, że otworzył drzwi na balkon, spuściwszy jedynie zieloną żaluzję.
Zrana obudził go jakiś dziwny szmer tuż nad głową. Otworzył oczy i spostrzegł na ścianie przylepioną wielką, zielonawą jaszczurkę. Naogół był dość śmiały i umiał sobie radzić w przygodach. Tym razem jednak struchlał. Przypomniały mu się rozmaite opisy o zjadliwych wężach, zwiniętych w kłębek pod poduszkami nieostrożnych podróżników, o gadzinach, zapełzłych do ich butów, a nawet do ich kieszeni.
Zadzwonił i, gdy wbiegł chłopiec, Różycki wskazał mu jaszczurkę…
— To nic!… — roześmiał się ten. — Ale źle, że pan drzwi otworzył. Zaraz obejrzę!… Tutaj nie można!… Tutaj niedawno koło hotelu „Galle“, w klombie zabito 22 kobry, całą rodzi-