O-Sici miała lat szesnaście. A więc wedle zwyczaju stara babcia, O-Nami-san, ofiarowała jej wśród noworocznych podarunków w ślicznem pudełku z lalkami obrazki, pouczające ją, że jest kobietą i co ją wskutek tego czeka.
Z ciekawością i niezmiernem zdumieniem obejrzała młoda dziewczyna te obrazki, lecz przy spotkaniu z babcią obłok leciuchnego rumieńca zabarwił nie jej białą, jak krem migdałowy, twarzyczkę, ale oblicze staruszki, pomarszczone niby zwiędły liść kiriju. Oparła wyschłą, zgrzybiałą dłoń na atłasowym karku dziewczęcia, pochylonym w powitalnym ukłonie i zcicha westchnęła.
— Cóż twoje kwiaty, O-Sici!?
Dziewczyna podniosła główkę, cieniuchne jakby tuszem malowane brewki zadrgały jej figlarnie nad wesołemi oczyma.
— Wszystkie, babusiu, ładnie kwitną…
— Bo o wszystkie jednakowo się troszczysz! — odrzekła z wyrzutem staruszka.
— Jednakowo są piękne, babusiu!… Tak mi
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/65
Ta strona została skorygowana.