Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/101

Ta strona została przepisana.

się zlekka podśmiewać z Cesi, która niezmiernie tragicznie dowodziła tajemniczemi półsłówkami:
— To wcale nie... polityka... Wcale a wcale... — Już wiem!... Wierz mi, że się mylisz...
Zwolna wszakże przebieg komedji. który zmuszał przeciwników zamieniać nieraz serdeczne wyrazy, wpłynął na usposobienie wszystkich i Szumbaliński-Rwęcki w końcu dwunastej sceny powiedział: „Nie ustąpi, nie! z takim humorem, że nawet młody Domański się uśmiechnął.
— „Będzie bigos“ — beknął Izyda, nachyłając się nad śmiejącemi się pannami.
— Proszę nie przeszkadzać! Nie na pana kolej — zgromił go energicznie Karpowicz. — Panno Zofjo, pani wychodzi...
Słynna scena między Henrykiem-Domańskim i Kamilą-Zosią przeszła z wielkiem ożywieniem choć Izyda wciąż ją psuł niepotrzebnemi wykrzyknikami. Gdy Henryk wobec zemdlonej Kamili pytał rozpaczliwie:
„Mam-że ją rozpinać...”
Izyda krzyknął:
— To już będzie aneksja... Naruszenie powszechnej równowagi...
— Tego już za wiele!... Pan Szczepański przekroczył wszelkie granice!... wolały oburzone panny — i my żądamy, żeby wyszedł za drzwi.
— Paniuleczki, kochaneczki... Nigdy nie będę... Darujcie... Przecież niedługo na mnie ko-