Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/127

Ta strona została przepisana.
XI.

Zaraz po obiedzie Kazio, Antoś i Włodzio, dobrawszy sobie do pomocy Grzesia, zakrzątnęli się około urządzenia sceny. Zastukały na ganku młotki, zaszurgały przesuwane meble. Zamiast ścian zaciągano pięknie malowane płótna, zostawiając jedynie wąziuchne ztyłu przejście, jako kulisy. Najwięcej kłopotu i troski przyczyniła im kurtyna. Z jej powodu mieli przykrości od samego początku. Cóż z tego, że Kazio namalował na niej pięknego powstańca na rozbieganym koniu i że mu się on ślicznie udał, kiedy zaraz, zobaczywszy go, Józio zaprotestował i nie chciał za nic ustąpić!
— Tego jeszcze brakowało, żebyście mi tu strażników sprowadzili... Już i tak niewiadomo, co z tego będzie... Bardzo proszę zmienić obraz, albo każę parobkom zedrzeć zasłonę przed samem przedstawieniem.
Musiał więc Kazio zamalować jeźdźcowi chorągiewkę z narodowemi barwami i strzelbę za plecami, i przerobić rogatywkę na kapelusz.