Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/132

Ta strona została przepisana.

ciszański? Więc nawet tańczyć nie będziesz... W wizytowej wybrałaś się sukni...
Młoda kobieta rozśmiała się gorzko i przejrzała w lustrze.
— Tańczyć z taką twarzą... Jeszcze się komu kościotrup przyśni... „Une danse macabre alors...“ Ale idź, Zosiu, już idź! Słyszę, że cię wołają. Ślicznie ci w amazonce i kapelusiku!...
— Panno Zofjo!... panno Zofjo!... zaczynamy!...
— Zaraz! Już idę!... Idziemy!
Spotkały się z Rwęckim, który zmierzył obie uważnym spojrzeniem.
— Pan się nie charakteryzuje?
— Poco?
— No, przecież pan ma córkę w tym wieku, co ja...
— Zupełnie wystarczają mi moje siwe włosy.
— Jeden loczek, który ci tylko dodaje urody! — rozśmiała się Rwęcka. — Bez żartów, Jasiu, choć upudruj się trochę.
— Dobrze, jeżeli ci to sprawi choć małą przyjemność!...
— Ależ wcale nie!...
Rozstali się w sieni. Rwęcki zniknął za drzwiami, prowadzącemi do ogrodu, wraz z Zosią, a Rwęcka, tłumiąc westchnienie, skierowała się do salonu.
— Wyobraź sobie pani, co miałam za zdarzenie... — z miejsca zawładnęła nią pani Żarska.
Niedługo wszakże trwała tortura, gdyż