Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/15

Ta strona została przepisana.

był zajęty. Tam siedziała młodzież, a koło wielkiego błyszczącego samowaru celebrowała panna Małgorzata i uwijał się Kacper z serwetą na ręku.
Antoś wszystko to ogarnął odrazu radosnem spojrzeniem. Chwacko pocałował panią Tołłoczko w rękę, pułkownika w ramię i zwrócił się do młodzieży, która już wstała i otoczyła go kołem.
— Ach, już jesteście! Jak to dobrze!... Kiedyżeście przyjechali? — pytał, ściskał za ręce i całował się ze wszystkimi. — Pozwólcie, że wam przedstawię: mój kolega Kazio Piotrowski!... — Gdzieżeś się u licha zapodział? Kaziu!...
Oglądał się na towarzysza, który jeszcze odbywał cermonję zapoznawania się z dorodną panią Tołłoczko i chudym pułkownikiem. Wreszcie i Kazio znalazł się w gronie czekających nań młodzieńców. Zmieszany, z twarzą i wzrokiem opuszczonym na dół, podawał rękę kolejno i przyjmował wyciągnięte dłonie.
— Izyda vel Izydor Szczepański! — przedstawił mu się pierwszy z brzega, biały i kędzierzawy jak owca, piegowaty student.
— Karpowicz — medyk! — mówił drugi, szatyn z marzącemi, habrowemi oczyma.
— Włodzio!... — powiedział krótko trzeci, pucołowaty, jak dziecko, i ostrzyżony na jeża wyrostek.
— Bardzo mi przyjemnie, bardzo mi przy-