Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/163

Ta strona została przepisana.

zna żadnych ograniczeń w swem dążeniu do poznania, do krytyki... To nietylko jego prawo, to jego siła... Zresztą ta romantyczna mara dość już nabroiła! Ojczyzna jest, kochaneczku, takim samym interesem, jak każdy inny. Dobrześ powiedział, że dlatego ją kochamy, gdyż nam tu najlepiej. Ale poco ziarno prawdy tłumić sentymentalnym frazesem? Należy trzeźwo patrzeć na ludzkie bydlę i zwracać uwagę na to, w jakim kierunku pcha je historyczny rozwój... Nawet w twoim więc interesie chodzi o to, żeby Polskę zrobić dobrym dla tych bydląt interesem...
— O, w takim razie lepiej kapitulować, bo być Polakiem — to długo, a może nigdy, nie będzie dobrym interesem. Być Polakiem, to znaczy należeć do wielkiego... cierpienia! Dotychczas porywaliśmy i zarażali innych, tych Niemców i tych żydów, jedynie naszem wielkiem ofiarnem uczuciem.
— Te, te, te! Głupstwo, koteczku! Zarażonych uczuciem rychło wytłuką, wyłapią, pozostanie po nich małe mokre miejsce! Naród nie może się składać z warjatów i żyć w wiecznej gorączce! Składa się on przedewszystkiem z chłopów, z robotników, z fachowców, z bankierów, z przemysłowców, z literatów... Im więcej ma rozmaitych grup składniczych, tem jest bogatszy, silniejszy etc. A gdzież to wszystko jest? Gdzie to jest w tej twojej Polsce ukochanej? Mamy garść marnej, zwyrodniałej szlachty i dużo chłopów, ciemnych, ubogich, głupich, wczorajszych