Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/171

Ta strona została przepisana.

do zdrowia! Bądź dobrej myśli, wszystko się zmieni. I on po takiej nauczce niewątpliwie się poprawi.
Młoda kobieta westchnęła i usiadła ciężko w fotelu; pani Ramocka pochyliła się nad nią i pocałowała ją w czoło.
}— Trzeba jakoś żyć, trzeba żyć. Nie wolno nam, nawet rozpaczać nie wolno!
— Dobra jesteś, ciotuniu, strasznie jesteś dobra.
Schwyciła rękę pani domu i przylgnęła do niej ustami. Wtem do pokoju wpadła z hałasem Zosia:
— Mamusiu, chłopi!
— Więc cóż? Poszukajcie Józia!
— Właśnie on mnie przysyła. Prosi, żeby mamusia przyszła. To zupełnie coś nowego... Gromada cała przyszła, z pól zbiegli się żniwiarze i kosiarze. Hałasują, domagają się koniecznie mamusi.
Pani Ramocka ściągnęła pomarszczone przybladłe usta i podniosła ramiona.
— Ha, jak trzeba, to trzeba. Pójdę, a ty, Zosiu, zostań tutaj z Marynią. Właśnie chciałam też z tobą pomówić, ale to już chyba potem... Nie pozwalaj jej, Zocha, mazgaić się, nie pozwalaj!
Poszła ku drzwiom, siląc się pokryć uśmiechem niepokój.
Obie chwilę milczały. Rwęcka z pod przymkniętych powiek śledziła śliczną postać dziew-