Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/176

Ta strona została przepisana.

ści z tabeli należy, to dostaniecie. Niech was o to głowa nie boli, za to odpowiada całym majątkiem dwór! Nato jest sąd i komisarz. My nie cyganie, nie uciekniemy. Więc tutaj mi nie przychodźcie i awantur nie róbcie, bo na to nie pozwolę. Żeby to było po raz ostatni, słyszycie!? Gdzie sołtys? Niema go!? Zapamiętajcie sobie, com wam powiedział. Dosyć mam tych waszych harmidrów!
— Właśnie! Pan to je „najgorszy"!... Pan to tych Niemców sprowadził! Ale nie damy swego, niech pan też wie. Nie damy!
— Niech stryjenka idzie. Niech stryjenka idzie...— mówił Józio, uprowadzając panią Ramocką pod rękę. — Niema co z nimi dłużej gadać. Mocniej tylko utwierdzą się w swych żądaniach.
— Ktoś mąt robi wśród nich. Podszczuwa... — dowodził Jaskulski.
— Wiadomo kto! — szepnął smutno Karpowicz.
— A najwięcej może nasz własny romantyzm! Sentymenciki, wierszyki, książeczki! Chłop chłopem był i będzie, a w niego wmawiają, że jest na-ro-dem — śmiał się Izyda.
— Nikt inny, tylko żydzi. Nawet coś już o tem słyszałem — wtrącił Haraburda.
Szli gromadą przez przedpokój do jadalni, gdzie czekał na nich zastawiony podwieczorek.
— I dziwna rzecz; ten nasz wieśniak, taki podejrzliwy, ostrożny względem całego świata,