Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/180

Ta strona została przepisana.
XV.

— Pani starsza na gumnie, a panicze pojechali z panem pułkownikiem do Koszyc na kaczki — przekładał Kacper Rwęckiemu, zdejmując zeń w przedpokoju zakurzony płaszcz letni.
— Wszyscy?
— Wszyscy. Nawet pan Izyda pojechał. Zostały tylko panienki. Bo pan Józio znowu w gubernji... Mamy z tym lasem trzy światy... Pan Orsza już znaczy, już cechuje, codzień jeździ, ale... nic z tego, gadają, nie będzie. Komisarz w tych dniach mają zjechać... Wielmożny pan zaczeka w salonie. Starsza pani zaraz pewnie nadejdzie.
— A gdzie panienki?
— Pewnie w ogrodzie. Dobrze nie wiem, proszę pana. Pójdę zaraz poszukać.
— Dziękuję, nie trzeba. Niech Kacper uprzedzi Ignaca, żeby nie wyprzęgał.
— Jakże tak!? Choć na podwieczorku wielmożny pan zostanie! Starsza pani będzie się gniewała, jak się dowie.