Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/188

Ta strona została przepisana.

Ale jakże rzadko próbujemy wniknąć i zrozumieć warunki, w jakich rodzą się te wybuchy! Może one również są owocem krzywd, nadużyć, gwałtów... sączących się kroplami niepostrzeżenie, z dnia na dzień, z godziny na godzinę, do duszy winowajcy; niewidocznych dla obcego oka, ale trujących. Może są te niezrozumiałe czyny prostym odruchem człowieka ginącego pod ciężarem nadmiernym jakiegoś obowiązku albo cnoty. Gdyby wzamian za to codzienne, nużące cierpienie choć coś... poczucie jakiegoś bohaterskiego czynu, albo szczęścia, zdobywanego dla wielu, dla narodu, dla ludzkości, albo wreszcie tryumf jakiej prawdy. Ale jeżeli wzamian nie dostaje się nic, nic, zaledwie że spokój osobisty i to względny spokój lub zadowolenie... jednostki?... Dlaczego ja mam cierpieć, a nie... ktoś inny?... Dlaczego ja mam ginąć? Dlaczego, pytam? Na zasadzie jakich praw, jakich wyroków?
Już nie broniła się; porwana burzliwym potokiem jego mowy, szła wolno obok niego, ze zwieszoną głową, ścieżką ponad stawem, a około nich szło po wodzie ich srebrne odbicie.
— Zapewne, że jestem wielkim grzesznikiem. Jestem hulaką, karciarzem, utracjuszem, tyranem, lekkoduchem i Bóg wie jeszcze czem! Lecz, czy spytał się kto kiedykolwiek, czy jestem, czy byłem... choć chwilkę szczęśliwy? Przecie raz się żyje na świecie, raz tylko! Z ławy szkolnej, ośmnastoletnim chłopcem poszedłem do powstania. I to są jedyne chwile, krótkie chwi-