Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/192

Ta strona została przepisana.

się o tem myśli, taka rozpacz targa sercem, taki ból gryzący! A to tak strasznie potęguje pragnienie uczuć osobistych, chwil upajających, jaskrawych, ponętnych... albo podróży, wycieczek, badań pięknych, w któreby ujść można całkowicie, znaleźć chwilowe bodaj wytchnienie, ukojenie. Ja nie mam takich możliwości... Jestem przykuty do miejsca moją pracą zawodową... Mam żonę, dziecko, majątek ziemski... W żadnej więc dziedzinie... Dla mnie... karty... wino... hulanka... to są jedyne chwile zapomnienia — bardzo krótkie, bardzo błahe i poziome, bardzo przykre, po których następuje pełne odrazy przebudzenie, mające tylko może tę dobrą stronę, że czuję się zkolei na chwilę jakgdyby względem kogoś... krzywdzicielem! Zatem wstyd głuszy na jakiś czas uczucie własnej niemocy i krzywdy. Aż znowu przyjdzie chwila czczości i tęsknoty silniejsza ode mnie... Szarpię się w tych więzach jak owad schwytany w pajęczynę!... Cóż więcej pani powiedzieć mogę? Reszta — są to już jedynie arabeski... na tej rozkosznej kanwie!
Dawno porzucili ścieżkę nad stawami i minęli granicę ogrodu. Gdy Zosia podniosła nareszcie głowę, spostrzegła, że idą drożyną przez podorane ugory, że wdali przed nimi ciemnieje malachitowy kopiec Sobienia. Ukośne promienie zachodzącego słońca ryły zagmatwany wzór krwawych żył, plam, skaz, nici i rozwidleń w pniach i gałęziach zadumanych sosen.
W tej chwili wyszedł z lasu Orsza z gromad-