Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/20

Ta strona została przepisana.

Zrobiło mu się czegoś bardzo przykro. Jednocześnie dziewczyna spojrzała przed siebie, i oczy jej spotkały się ze zdumionym wzrokiem chłopca. Zanim zdążył opuścić powieki, dostrzegł, że uśmiechnęła się życzliwie, i poczuł w piersiach nową zmianę, coś, jakby słodką, a bolesną pieszczotę serca.
— Niech panny pamiętają, żeby daleko nie odchodzić, bardzo proszę! — powiedziała pani Ramocka, wstając i kierując się ku drzwiom.
Do przedpokoju wchodził siwy, wysoki pan, w eleganckiem ubraniu letniem, wizytowem, z twarzą umiarkowanie pełną, z bokobrodami, przyciętemi na sposób „austrjacki", z rzadkiemi włosami, zaczesanemi na skroniach w kształt baranich rogów. Poza nim widać było niemniej dorodną i równie elegancko odzianą postać rudawego młodzieńca. Mrużył wypukłe oczy, uśmiechał się i składał ukłony, głową i całym sobą, idącej ku nim pani Ramockiej.
Kazio odrazu domyślił się, że to ten pan jest właśnie Żydem wiecznym tułaczem.