Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/21

Ta strona została przepisana.
II.

...Działo się to, niewiadomo kiedy...
...Huknął strzał, a potem rozległo się wojenne wycie Irokiezów...
— Uchu-ha-aa-iyya-o!...
Kazio jednym rzutem siadł na łóżku i z trudem odmykał zaspane powieki.
— Co?... Gdzie?...
Przez naoścież otwarte okno lał się blask słonecznego dnia, zielony, jak w puszczy, jaskrawy, jak w bajce... Tęgie kędzierzawe gałęzie szeleściły tajemniczo w podmuchach gorącego wiatru...
— Śni mi się, śni!...
Chłopak zamknął oczy i znowu pochylił na poduszki ociężałą głowę, gdy poderwał go powtóry strzał i straszny krzyk:
— Do broni!... Do broni!... Wstawać!
Znowu siadł na posłaniu i tym razem rozpoznał pośrodku pokoju Antosia w bieliźnie, strzelającego raz po raz z dwóch krucić w rozsłonecznioną głąb sadu.