Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/217

Ta strona została przepisana.

— Tak, tak!... Słyszałem. Istne wieczory platońskie w romantycznym cieniu drzew. Ale, pani wie, że ja jestem pozytywistą i... boję się kataru! Zresztą uważam za najlepszy na tym najlepszym ze światów naturalny rzeczy porządek... Pamięta pani, jak to piszą nasi mędrcowie: niezłomne prawa rządzą światem! Poco więc ja się mam w to wtrącać... Urządzone wszystko beze mnie już dość dawno, nie mam więc wcale obowiązku... A po drugie jest jedno jeszcze przykazanie pełne niezbrodzonej głębi: laisser faire, laisser passer! Niech panna Cesia ino uważa: chłopi troszczą się o siebie, szlachta o siebie, mieszczaństwo o siebie a o wszystkich Pam buk. Co?... Łebsko? W rezultacie: powszechna konkurencja, a stąd harmonja, postęp, największa suma szczęścia na świecie i wszystko czego dusza zapragnie... Oczywiście, że ja tam niepotrzebny. Wędrujmy więc na podwieczorek!...