Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/218

Ta strona została przepisana.
XVIII.

W samą rocznicę śmierci pana Ramockiego, kiedy wszyscy wybierali się do kościoła na żałobne nabożeństwo, przyszła z gubernjalnego miasta od adwokata sztafeta, że sprawa serwitutowa została załatwiona pomyślnie, i że nic już nie stoi na przeszkodzie do podpisania z Niemcami kontraktu.
— Wrócą nareszcie ludzkie z chłopami stosunki!... — wykrzyknął wesoło Józio. — Jutro, stryjenko, musimy jechać do Warszawy... Zwłoka w tych sprawach zawsze jest niedobra... Trzeba kuć żelazo, póki gorące... — Trzeba nieprzyjaciela zaskoczyć...
— Jak trzeba, to trzeba!... Chociaż chciałabym przedtem odwiedzić Marynię. Właśnie pisała, że znowu ma biedę w domu, że dzieciak się rozchorował, że jest sama, więc chociaż sercem jest z nami, przybyć na nabożeństwo nie może, gdyż pan Jan od kilku dni wyjechał na czas dłuższy z domu... dziwny człowiek, z niczem się nie liczy, nie krępuje się wcale!