Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/220

Ta strona została przepisana.

— Wcale a wcale... nie trzeba... Wybornie dam sobie radę...
— Lubię takich, lubię... ale zawsze Wojtek nie zawadzi... Powiem mu... Niech on tam przy tem kulbaczeniu będzie... A nie spadniesz?
— Co znowu!
W godzinę potem Kazio mknął drogą na ślicznym koniku, który parskał, wysoko wyrzucał wypoczęte nogi i strzygł uszami na każdy kamień, na każdy spotkany pień i cień. Ostry wiatr dął w twarz młodemu jeźdźcowi, i zwały granatowych chmur płynęły ku niemu z tym wiatrem. Ale chłopak nie zwracał uwagi i, rozglądając się zwycięsko po mierzchnących pod obłokami okolicach, śpiewał na całe gardło w rytm biegu wierzchowca:

Miga wdali dwór mój biały,
Grają trąbki i wystrzały,
Widna moja
Złota zbroja,
Sokół, chart i koń!...
............
Nie płacz, nie bluźń, moja droga!
Śmierć i życie w mocy Boga,
Proś go lepiej,
Niech pokrzepi,
Natchnie męstwem nas!...

A gdy zaczęło grzmieć, gdy błyskawice zaczęły gęsto przecinać zwichrzone, walące się na ziemię obłoki, gdy wicher zawył, jak stado roz-