Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/242

Ta strona została przepisana.

— Ano, obie już trzęsie ta... trzydniowa ferba! Też pomysł jeździć w konkury z taką zabójczą regularnością!... Przedsmak małżeńskiego pożycia... Żadnych niespodzianek!... Przygotuj się, małżonko godna, że będę zawsze nudny, jak flaki z olejem, akuratny, jak szwajcarski zegarek, cnotliwy i umiarkowany jak sam pozytywizm... I jak on zawsze będę miał rację!... Hę?... Zrozumiano!? Widzę, że perły rzucam przed tobą!... Ale nudzę się!... Więc cóżeście robili w tem miasteczku?... Szczypałeś Róźkę, hę?... Przyznaj się!... Poczekaj, cnotliwcze; gdzie tak lecisz? Nie rwij się, nie pędź tak!...
Kazio wielkiemi skokami już zbiegał ze schodów.
— Co zabawnego znajdują wszyscy w gadaniu tego draba?... Nigdy nie odpowie z sensem!... Umyślnie przekręci wyraz i cały w tem dowcip, żeby dokuczyć!... Wie przecie, zielona małpa, że dostałem promocję do piątej, a wciąż wyjeżdża z czwartakiem! I ta Róża!... Ach wstrętna facjata!... Takbym mu dał w to jego nosisko byka, że ha! Baje i baje a na zapytanie nie odpowiedział i nie wiem: czy są w ogrodzie, czy poszli do lasu!... Tymczasem trzeba się śpieszyć, bo ona może potrzebować pomocy, a w pobliżu będą właśnie inni... Coprawda, ten Żyd wieczny tułacz jest porządny niedołęga, ale przecie... Należy ją uprzedzić, że Rwęcki jedynie jemu, Kaziowi, zaufał... — rozważał chłopak, pędząc z rozwianą czupryną przez grabową aleję.