Ta strona została przepisana.
staje mi jedno tylko — godne wyjście!... — dodał
posępnie. — Żegnam panią!
Zosia upadła na ławkę i zakryła twarz rękami.
Rwęcki patrzał na nią chwilkę z żałością, poczem ukląkł, i usta jego tknęły leciuchno rąbka jej szaty. Czuła następnie, jak te usta gorące przeszły na dłoń jej, opuszczoną bezwładnie na
kolana, lecz nie miała już siły jej cofnąć.