Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/269

Ta strona została przepisana.
XXI.

Pani Rwęcka wróciła z Warszawy uspokojona i prawie wesoła, a Józio — pełen tęczowych nadziei, oraz najrozmaitszych projektów. Nie zepsuła mu humoru nawet rozmowa z Kalasantym, który zaraz zjawił się ze skargami na chłopów, na kradzieże i szkody w lesie, na wyzwiska i pogróżki.
— Wszystko było, ale tego jeszcze, wielmożny panie, nie było, żeby od „wronich ojców“ wymyślali mi, niby z tej racji, że panu Opackiemu kiej nie kiej dla żartu wronę zaniosę... Tego już nijak ścierpieć nie mogę i za służbę, musi być, podziękuję, bo to zły znak...
— Głupiś!... Gwiżdż sobie na ich wymyślanie!... Teraz chcesz odejść, kiedy koło lasu największa robota i dobry czeka cię zarobek!... Zresztą do Nowego Roku dosłużyć musisz, boś już większą część zasług wybrał... a skąd je oddasz!? Skończy się to wszystko prędzej i lepiej, niż się to wam wydaje... Tylko cierpliwości!... Bez gwałtu, bez krzyku!