Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/291

Ta strona została przepisana.

pijani chłopi!... Bój się Boga, Kaziu, co się z tobą dzieje!...
Chłopak dał się uprowadzić, ale drżał jak w febrze, a gdy znalazł się w swoim pokoju, rzucił się nagle twarzą na stół i wybuchnął spazmatycznym płaczem.
— Ja tego nie przeżyję, ja tego nie przeżyję... Nawet powtórzyć tego ci nie mogę, co mówił ten, ten... Albo on... albo ja...
Chłopak chwycił groźnym ruchem leżący w pobliżu rewolwer.
— Co to, to nie!... Dudki, bracie! Oddaj broń!... Zaraz oddaj broń!... Domyślam się, że wmieszana Zośka!... Dziwi więc mię, że ty chcesz, że ty chcesz... rozmazać skandal na całą okolicę!... Ładnie, ładnie!... Bo któż w tym wypadku najwięcej ucierpi?... Matka i ona!...
— Być może, ale ja nie mogę... Zresztą on mię... uderzył w twarz. Tego nie mogę darować, jak sobie chcesz!... Tego się nie darowywa!...
— To się da urządzić!... Są inne sposoby!... — dowodził Antoś, odbierając broń z obwisłej ręki przyjaciela. — Napij się wody i uspokój przedewszystkiem, a potem naradzimy się...
Nalał mu szklankę i podsunął przed nos; Kazio usłuchał, poczem długi czas siedział pogrążony w posępnem milczeniu. Antoś chodził po pokoju i gwizdał.
— To ci frajda! Gotowe teraz wszystko wypłynąć przed matką! I nawet to, pocośmy jeździli do miasteczka.