— Nic nie wypłynie! Bo ja proponuję pojedynek amerykański... Kto wyciągnie gałkę, ten zostawi list: „proszę nikogo nie oskarżać o moją śmierć“... — odszepnął ponuro Kazio.
— Trochę za ostro... Zresztą nie wiem powodu i nie chcę się go dopytywać... Jednak...
— Ale pośredniczyć się zgodzisz?
— Owszem. Jeżeli ty uważasz się za obrażonego. Mogę im zanieść twoje warunki. Zawsze strona wyzywająca stawia najdalej idące wymagania, gdyż inaczej przeciwnik ma prawo je podwyższyć a wtedy — szlus! Znika sposobność do targów... Ale skąd wziąć drugiego sekundanta? W tem sęk!
Długo naradzali się nad tą kwestją.
— Możnaby posłać po... Witusia Domańskiego proponował nieśmiało Kazio.
— Gomóła i tchórz...
— No... a Grześ? Co na to powiesz?
— Ja nic! — Owszem, Grześ naogół porządny chłopak, a ja jestem demokratą! Ale on nie zrozumie sprawy. W dodatku Włodzio gotów się obrazić, że przysyłam mu syna lokaja... Znasz jego arystokratyczne poglądy... A on napewno będzie sekundantem ze strony Izydy, gdyż innego niema. Wtedy wyniknie druga sprawa z tobą i ze mną!... Ci ryżanie biją się o byle co, tego wymaga ich ustawa! Nie mam nic przeciwko temu,
owszem; ale to poplącze i skomplikuje sytuację!
— W takim razie może zwrócić się do Tolentego Żarskiego albo poprosić Tyleckich!
Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/292
Ta strona została przepisana.