Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/300

Ta strona została przepisana.

pukawkę, będzie mu raźniej, a ja nie będę miał na sumieniu jego skóry!... Albo lepiej powiedzcie mu: niech śpi spokojnie w domu i spiszcie protokół, że go... przepraszam! Brry! Takie mordy kudłate, wyglądające w nocy z gęstwiny ognistemi ślepiami!... Niech nie waży się chodzić!... Nie chcę, nie chcę!... Napewno go zjedzą... Jesień za pasem, zimno, zwierzyny niema, a więc głodne pewno! Zjedzą go! Powiedzcie mu, że jest taki hardzioch i żylak, że nabawi nawet wilki niestrawności... A mnie jako członkowi towarzystwa opieki nad zwierzętami nie wolno się znęcać nad żadną bestją!... — wywodził szeroko Izyda.
Kazio lojalnie przyjął wyrok, lecz nie chciał słyszeć o żadnych ustępstwach.