Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/301

Ta strona została przepisana.
XXIV.

Antoś odprowadził go aż na przedborze, nie przestając namawiać, aby wziął rewolwer. W ostatniej chwili wsadził broń do kieszeni przyjaciela i uciekł.
Kazio długo stał na miejscu, nie wiedząc, co począć. Czuł jedynie, że nie wypadało mu urządzać w tej chwili gonitwy z sekundantem. Spoglądał to na czarny kadłub puszczy, ponuro rysujący się na tle nieba, rozświetlonego wschodzącym za górą miesiącem, to na stalową zabawkę, połyskującą zwodniczo na jego dłoni. Co z nią zrobić?... Nie może przecież rzucić broni w polu, albo ukryć tutaj gdzie pod krzakiem!... Zmoczy ją rosa; można jej nazajutrz nie znaleźć; albo może ją kto ukraść... Najlepiej wziąć i... nie zrobić z niej w żadnym razie użytku!... Antek dobry chłop, ale zawsze go się trzymają niepotrzebne mazgajstwa!
Wsunął broń do kieszeni i poczuł, że od tej małej żelaznej „sztuczki“ rozchodzi się po wszystkich jego członkach jakieś przyjemne cie-