Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/32

Ta strona została przepisana.

cie, co?... Pamiętajcie więc dobrze, zakonotujcie sobie na nosach, mówię wam zawczasu, bo tam na polu... cisza. Nie wolno gadać. A strzelać przed siebie albo za siebie. Wzdłuż linji nie wolno! Prawidło! Kto nie usłucha — stemplem! Bez pardonu! Proszę pamiętać.
Gdy weszli na grochowe pole, uszykował myśliwców w długą linję: Włodzia postawił na jednem „skrzydle", sam stanął na drugim, a Kazia i Grzesia, jako mniej doświadczonych, umieścił pośrodku.
— Trzymać broń gotową do strzału, kurki odwieść! Bacznie a cicho! Słuchać sygnałów!
Dał wreszcie znak, i cztery małe figurki ludzkie wypłynęły na popielato-zielone bałwany grochowiska, popstrzone białemi i niebieskiemi kwiatami, pocentkowane żółtemi kiściami rzepaku, rozświecone tu i tam gwiazdzistemi skupieniami rumianku. Słońce już spuszczało się ku zachodowi, i ogromny modry cień padał od figury świętego Nepomucena na wyzłocone pola. Sina ściana jatwieskiego boru opodal mgliła się, czerniała. W smugach ukośnego światła badyle ostów i wybujałej nad grochami dziewanny wyrastały na dalekich wypukliznach na drzewa i krzewy.
Myśliwcy uszli już spory kawał od miedzy, choć ruchy mieli bardzo utrudnione, gdyż nogi plątały się im w grochowinach i często potykali się o ukryte pod niemi kamienie oraz grudy źle zbronowanej ziemi. Trzeba było wytężać wszyst-