Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/322

Ta strona została przepisana.
XXVI.

Tymczasem we dworze robiono na wszelki wypadek gorączkowy, gruntowny przegląd papierów i książek. Młodzież wybierała z bibljoteki zagraniczne wydania, pakowała w skrzynki i wynosiła na strych, do lodowni, do ogrodu. Kobiety wyszukiwały pamiątek narodowych, rycin i fotografij ojczystych wypadków i ojczystych bohaterów. Pani Ramocka, przetrząsając biurko chorej Zosi, natrafiła niespodzianie na listy, które zamieniły podejrzenie, męczące ją od pewnego czasu, na straszną pewność. Jak gdyby ziemia nagle zachwiała się pod nią. I pochylając mężną, spłakaną tym razem twarz, na kupę papierów, szepnęła rwącym się głosem:
— Zośka, Zośka, coś ty narobiła!? O Boże mój!...
Gdy tak, zamknąwszy oczy, starała się pokonać i przeżyć pierwszy ból przeraźliwy, ten ból, gdy duszą zawłada jedynie pragnienie zupełnego spokoju i wieczystego zapomnienia, cichy jęk przywołał ją do przytomności: