Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/332

Ta strona została skorygowana.

— A nauka… Tak zupełnie poniechałeś nauki? Co?
— Poniechałem. Ciężko, niema, czasu…
Podniósł na studenta zgrubiałą twarz i smutkiem przysnute oczy.
— Szkoda. Takie pokładaliśmy wszyscy w tobie nadzieje…
— Cóż robić!…
— Jakto, co robić?… Uczyć się dalej, czytać… kształcić!… Czyż można bez tego żyć i czy bez tego żyć warto? Słuchaj, powiem ci nawet więcej… Teraz, kiedyś zszedł do ludu, na tobie większe jeszcze spoczywają obowiązki… Siłą losu dostałeś się do podstaw, żyjesz wśród ludu pracującego… Obowiązany jesteś tam nieść kaganek wiedzy… Chcesz, przychodź do mnie, w niedzielę rano, Mazowiecka siedm. Dam ci książek, wytłumaczę, zrobię, co będzie tylko trzeba, pomogę… Zapoznam cię z innymi… A czy ty wiesz, gdzie jest Antoś?
— Nie.
— Cóżto? nie pisujecie do siebie?
— A nie!
— Dlaczegóż to?…
— A tak!
Student spojrzał uważnie na Piotrowskiego, stojącego z głową posępnie zwieszoną, z wyrazem nieprzełamanego uporu.
— Aha, rozumiem! Ale Antoś, widzisz, zmienił się bardzo, od czasu jak przeniesiono go na prowincję, jak zerwał z warszawskimi przyja-