Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/63

Ta strona została przepisana.

To samo miała Karolcia w tym wieku. Co się namartwiłam, co pieniędzy nabrali się ci doktorzy... a okazały się ząbki. Posłuchałam pani Żaboklickiej, odprawiłam ich wszystkich i zwróciłam się do babki, zwykłej prostej baby, która znała się dobrze na ziołach Przemierzyła mi dziecinę, naprawiła jej po staropolsku brzuszek i — jakby ręką odjął, od tej pory nigdy nic!... Bez doktorów, a czyż nie zuch wychowała się dziewczyna?... — dowodziła grzmiącym głosem pani Żarska.
Do osamotnionej Zosi zbliżyli się pośpiesznie Tyleccy.
— Jaka obrzydliwa pogoda! — Co? — zaczął młodszy.
— Chcieliśmy powiedzieć, że od paru dni pogoda zepsuła się zupełnie!... — poprawił starszy.
Piękna panna popatrzyła na nich filuternie.
— Owszem. Lubię od czasu do czasu deszcz!
— Lubi pani deszcz?
— Tak, bo wtedy... przyjeżdżają sąsiedzi!...
— O! jakże pani uprzejma!... — szepnęli jednocześnie uśmiechając się i pochylając głowy. Lecz natychmiast zesztywnieli, gdyż zbliżyła się Cesia, prowadząc za sobą cały orszak młodzieży z Haraburdą i „Izydą“ na czele. Pod filarami na ganku plebanji pozostał jedynie porzucony „Żyd wieczny tułacz".
Zresztą pojawił się tam natychmiast proboszcz i zaczął uprzejmie zapraszać gości do po-