Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/7

Ta strona została przepisana.
I.

Czerwień letniego zachodu oblewała łagodnym blaskiem stuletnie lipy i białe ściany wiejskiego dworu.
Dwór był nowy, murowany, na wysokim fundamencie z głazów, z dużemi, lustrzanemi oknami, z sutym dachem spiczastym, z otwartym gankiem nowoczesnym, wzniesionym stopni dziesięć nad ziemią i otoczonym żelazną balustradą.
Ale wspaniałe lipy wjazdowego dziedzińca oraz kędzierzawiący się zboku ogród cienisty istotą swą należały właściwie nie do niego, lecz do starego, drewnianego domostwa, którego brunatne ciało, pogarbione, pochylone, nakryte omszałą, wielekroć łataną gontówką, spoczywało opodal, zwrócone bokiem do nowego przybytku, jakby nań trochę nadąsane.
Doniedawna ono tu było jedynym gospodarzem.
Swym staroświeckim ganeczkiem, z daszkiem na okrągłych słupach, rzędem swych nie-