Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Wybrać jaką sztukę podniosłą, albo odczyt. Opracować referaty na zajmujące, poważne tematy, przepleść to jaką deklamacją z Mickiewicza, Słowackiego, albo nawet śpiewem... Skończyć nareszcie z temi kartami... Tu, panie, karty, wieczne karty... Jemy, pijemy, popuszczamy pasa, gdy tymczasem wokoło głodne i ciemne rzesze. Możnaby rozprzedać bilety na taki wieczorek i za zebraną sumę kupić książeczek popularnych, elementarzy... rozdać wśród ludu. Mamy przecież względem niego obowiązki: on nas dźwiga i on jeden nas wydźwignąć może. Tymczasem, co się dzieje? Spotykam w tych dniach w polu pastuszka. Zaczynam rozmowę. Pytam: „Kto ty jesteś?” Mówi: „Kuba!” — Nie o to chodzi. Kto jesteś? Do jakiego narodu należysz? — „Ojców jestem... człowiek!” — Zaczynam więc mu dowodzić, że są różne narody: Niemcy, Francuzi, Polacy. Odpowiada mi: „Katolik jestem, proszę panicza, katolik”... O Polsce ani wspomniał. A kiedym go chciał na to naprowadzić, to się wreszcie rozbeczał i powiedział, że on nic złego nie zrobił, że bydła do szkody nie pędzał, żeby go tak mordować! Tak się skończyła nasza rozmowa. Ale tak dalej być nie może. Naród, który wyrzekł się ludu, zginie...
— Już zginął, bo przez wieki nie pamiętał o nim — wtrącił „Żyd wieczny tułacz“.
— Pozwól pan!... Owszem... — zaczął obrażonym głosem medyk. — A Kołłątaj!... A Komisja Edukacyjna...