— Wybornie! Widziałem w niej Żółkowskiego... — zachwycał się starszy Tylecki.
— Ale lud? Co będzie z ludem? — wtrącił płaczliwie Izyda.
— A Błażej... Jest tam przecie Błażej... — zauważył ostrożnie młodszy Tylecki.
— Role proponowałbym w taki sposób podzielić — zabrał znowu głos Rwęcki, otwierając jedną z przygotowanych na stole książek: Szumbalińskiego — przypuśćmy — zagram ja. Paulinę — panna Helena Milerówna, Macieja Gomojłę — pan Edward Tylecki, Agatę — jego żonę — panna Cecylja, Ratyńskiego — panna Karolina... Ach, przepraszam — pan Hipolit Tylecki, Ludwikę — jego żonę — panna Karolina; Kamilę — panna Zofja, Augusta Darzyńskiego — pan Karpowicz, Henryka Mareckiego — pan Stanisław Domański...
Spojrzał od niechcenia na „Żyda wiecznego tułacza” któremu wesoło rozśmiały się oczy,
oraz na zarumienioną Zosię.
— A Błażeja? — spytał Tylecki.
— Błażejem będzie za karę Izyda... — wyrzekł poważnie Karpowicz.
Ze śmiechem aprobowano projekt. Suflerem mianowano Antosia Ramockiego, Kazio miał zrobić dekoracje, jako najbardziej utalentowany w towarzystwie rysownik, a również urządzić kurtynę, oraz podnosić ją i spuszczać. Włodziowi polecono udawać głosy za sceną, tętent konia, trzaskanie z bicza i t.d.
Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/85
Ta strona została przepisana.