Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/87

Ta strona została przepisana.
VII.

W tym czasie przed ganek opustoszałego dworu zaciszańskiego zatoczył się powóz pana Domańskiego i wysiadł stary radca, postękując i opierając się ciężko na lasce. Dostrzegł gościa Kacper i wybiegł na ganek, aby go przyjąć.
— Jest pani starsza?
— Jest, jest, proszę laski pana, — w ogrodzie, przy drzewkach owocowych.
— A pan Józef?
— Jest i pan Józef, ale w polu. Panienki jeno i chłopcy pojechali na ten niby... teatr...
— A wiem... — uśmiechnął się radca. — Prowadź mię do pani!
Pani Ramocka stała w inspektach przed rozpiętemi na ścianie łozami moreli i słuchała uważnie żalów i wynurzeń ogrodnika. Wtem ten urwał i szepnął znacząco:
— Proszę dziedziczki, pan z Brzezin idzie...
Nieuchwytny cień przemknął po twarzy Ramockiej; żywo obróciła się i posunęła na spotkanie gościa.