Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/90

Ta strona została przepisana.

do nieodżałowanej pamięci nieboszczyka... — zaczął wreszcie Domański.
Ramocka wyprostowała się.
— Ale muszę... Okoliczności mię zniewalają... Widzi pani, nie chciałbym, aby Staś dalej na ten Wschód jeździł. Wprawdzie ma tam dobrą posadę, może się dosłużyć wysokiej rangi, jako zdolny inżynier dróg komunikacji. — Cenią go... Ale... stary już jestem, brak mi go, tęsknię... w dodatku lękam się... Gdyby był żonaty, co innego... Ale tak, chłopak młody, samotny, łatwo może się zaplątać... A wtedy — na zawsze stracony zostanie dla kraju i rodziny. A przecie nie poto go chowałem... Więc, albo musi w tym jeszcze roku z sobą stąd żonę wywieźć... Ale coś się na to nie zanosi... — dodał ze smutkiem i spojrzał na panią Ramocką.
Ta mrugnęła kilkakroć powiekami i stłumiła westchnienie.
— Trzeba więc obmyśleć co innego, żeby chłopaka zatrzymać. Właśnie trafia się okazja. Kolega szkolny Stasia, dzielny, energiczny chłopak, zakłada fabrykę armatur żelaznych, głównie mając na widoku konstrukcje mostów żelaznych.
Stach ze swemi stosunkami w cesarstwie i znajomością tamtejszych warunków bardzoby mu się przydał, ale potrzebny jest w tym interesie wspólnik z pieniądzmi, kapitalista, gdyż własnych funduszów założycielowi nie starczy. Rad nierad, postanowiłem ruszyć kapitał nie-