Strona:Wacław Sieroszewski - Zacisze.djvu/92

Ta strona została przepisana.

Samego Sobienia zresztą nie starczy, trzeba będzie i Jatwieź wziąć w rachubę...
— A serwituty?...
— To nic. Na Sobieniu są służebności... Wiem... wiem... Ale... Nie cały przecie las pani wytnie, jedynie, jak się to mówi, przetnie go pani — wybierze starodrzew. To nawet z korzyścią dla ogólnego drzewostanu, zwiększy się jego sumaryczny przyrost, przez rozwój młododrzewiu w prześwietlonych lukach. To się da komisarzowi wytłumaczyć i zrobić... Zawczasu jednak trzeba będzie kupca szukać, sztuki w przybliżeniu obliczyć i wycechować i przyjść już z gotowym planem...
Długo i szczegółowo wyjaśniał sąsiadce, jak się wziąć do interesu, i sam obiecał dołożyć starań, ile można ze swej strony dopomóc, poprzeć w rozmaitych instancjach...
— Przecież sąsiadami jesteśmy od tylu już pokoleń i, dzięki Bogu, w zgodzie i wzajemnej przyjaźni żyli od wieków nasi przodkowie... Da Bóg — że i my nie pokłócimy się przecie!
Pani Ramocka przytakiwała, częstując starego ze zwykłą uprzejmością wyborną kawą i truskawkami. Ale po jego wyjeździe — poszła sama jedna ciemną grabową aleją, aż do wylotu za ogród.
Stamtąd za zaklęsłym, świeżo podoranym ugorem, widać było posępne ostępy wiekowego boru. Czerwone pnie sosen w promieniach zachodzącego słońca gorzały, jak ogniste kolumny,