Strona:Wacek i jego pies.djvu/100

Ta strona została przepisana.

nieje nam rychło i zdechnie. Szkoda psa, bo to wierny był i dobry przyjaciel!
— Jakżeż poradzisz sobie bez Nory? — spytała z troską, w głosie pani Wanda.
Gajowy długo milczał zanim odpowiedział:
— Właśnie rozważałem to... i zdaje mi się, że ten nasz wilczura mógłby już ją zastąpić. Czujny to, sprytny i cięty pies... Nie wiem tylko, co ty na to powiesz Wacku?
Chłopak posmutniał nagle.
Zabolało go, że jedyny jego przyjaciel będzie całymi dniami daleko od niego i w końcu odzwyczai się zupełnie.
Po chwili jednak przypomniał sobie, jak bardzo dobrzy są dla niego gajowy i jego żona, że czuje się z nimi, jakby był w rodzinie własnej, tam nad jeziorem, we wsi wielkopolskiej, pośród uczciwych, poważnych i pracowitych chłopów, gdzie się urodził, żył z ojcem i matką i skąd wygnali ich na tułaczkę źli ludzie — Niemcy — wrogowie narodu polskiego.
Wacek cieszył się zawsze, jeżeli mógł w czymś usłużyć i odwdzięczyć się swoim opiekunom, więc czyż mógł im czegokolwiek odmówić?
Ukrył więc swój smutek i odparł:
— Nora będzie chodziła ze mną na pastwisko, a Mikuś niech służy panu za waszą dobroć, za wasz chleb!...
Pani Wanda pogłaskała chłopca po czuprynie i szepnęła wzruszona:
— Jesteś dobrym dzieckiem, a Bóg cię za to ma w swej opiece i nie opuści!