Strona:Wacek i jego pies.djvu/108

Ta strona została przepisana.

— Oho! — mruknął. — Oberwałeś porządnieć Trudno! Pociesz się tym, żeś zwalczył starego gracza!
Tego lisa od pięciu lat już nikt nie mógł zdybać! Taki był ostrożny, przebiegły i zuchwały.
Kiedy weszli wreszcie do puszczy, gajowy przyłożył do rany Mikusia liście jakiejś rośliny, a gdy krew się zatrzymała, posmarował pokaleczone miejsca świeżą żywicą.
Mikuś co chwila się zatrzymywał i łapą usiłował wydrapać sobie z oczu dokuczające mu ziarnka piasku.
Gajowy spostrzegł to i pomógł mu.
Mikuś poweselał od razu i biegł merdając ogonem.
Nie zważał na to, że warga strasznie mu na-brzmiała.
Miał przez to pysk wykrzywiony.
Wyglądał nie bardzo pięknie.
Był jednak zadowolony z siebie i dumny.
Raz po raz oglądał się, żeby spojrzeć na lisa.
Pan Piotr niósł go na ramieniu.
Piękna, ruda kita drapieżnika sięgała mu aż do kolan.


Rozdział dwudziesty drugi
ŚMIERĆ NORY


Mikuś pędził przy boku gajowego rozkoszne życie w puszczy. A jednak w życiu tym wyczuwało się troskę, a chwilami nawet coś jak gdyby niezadowolenie czy wstyd.