Strona:Wacek i jego pies.djvu/110

Ta strona została przepisana.

Zapewne cięły ją muchy czy złe, rude bąki, których Mikuś bał się i nienawidził.
Mikuś dopadł Wacka.
Skakał mu na pierś, lizał po twarzy, rękach i nogach, skowytał, piszczał i szczekał.
Jak umiał, wyrażał swoją radość, wierność i tęsknotę za chłopakiem.
Hałas, który czynił Mikuś, zwabił Norę.
Podreptała tam, kulejąc i ociągając się.
Spojrzawszy na nią z bliska, Mikusia na razie porwał gniew.
Jak śmie ta stara suka być z Wackiem, gdy jego — Mikusia nie ma przy nim?
Taki go ogarnął gniew, że zapominając o wszystkim chciał już odpędzić ją.
Zanim postanowił to, Nora patrząc na niego poczciwymi ślepiami, merdała ogonem i parskając łagodnie, obwąchiwała mu pysk i kark.
Gniew kundla prysnął od razu.
Mikusia ucieszyła nawet myśl, że jakaś wierna istota znajduje się wszakże przy umiłowanym przez niego chłopcu.
Liznął więc Norę w zimny nos, otarł się raz jeszcze o nogi Wacka, ogarnął spojrzeniem konia, krowę i kozę i nie oglądając się już, pomknął z powrotem do gajowego.
Pan Piotr, zajęty swoją pracą, nie spostrzegł nawet nieobecności psa.
Zresztą, gdyby nawet zauważył to, nie zdziwiłby się bynajmniej. Przecież był przyzwyczajony, że Mikuś, tak zresztą jak i Nora, same wiedziały, co mają robić w puszczy.