Strach nagły i niepojęty — zawładnął psem.
Nie oglądając się popędził do domu.
Skowytał i skakał strwożony przed gajowym, odbiegał od niego i znów powracał.
Pan Piotr zrozumiał, że Mikuś zamierza prowadzić go gdzieś.
Poszedł za nim i wkrótce stał już nad Norą.
Stara, wierna towarzyszka jego już nie żyła.
Smutny powracał do domu.
Za nim ze zwieszoną głową i podwiniętym ogonem wlókł się Mikuś.
Pani Wanda posłyszawszy, że Nora zdechła, popłakała się serdecznie.
Wacek posmutniał, bo polubił starą, niedołężną Norę.
Przynosił jej codziennie jedzenie i wodę na pastwisko, żeby oszczędzić ją. Nic jednak nie pomogło i zakończyła swoje pracowite życie cichutko, samotnie, nikomu nie sprawiając kłopotu.
Słońce wysuszyło jej sterane, wychudłe ciało, świerki przysypały wonnym igliwiem i — ani człowiek, ani zwierzę — nigdy już nie zobaczyły i nie posłyszały w puszczy, starej, czujnej, zawsze zakłopotanej Nory.
Po śmierci Nory nastały dla Mikusia dni znojnej i ciężkiej pracy.