Strona:Wacek i jego pies.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Ale któż tu może mieć takiego jak ja psa? — usiłował domyśleć się chłopak.
Nie podejrzewał on nawet, że po raz pierwszy w życiu widział prawdziwego wilka, największego drapieżnika lasów polskich.
Był tak podobny do jego psa, że z daleka z łatwością. sam wziąłby go za Mikusia.
Gdy jednak kundel zwęszył wreszcie wilka i z przerażeniem przycisnął się do Wacka, szukając u niego obrony, chłopak domyślił się, że za nimi sunie dziki wilk.
Tej nocy Mikuś nie spał.
Chodził po podwórku z podwiniętą kitą i wył głucho i jękliwie.
Z puszczy odzywał się ponuro wilk.
Urywanym głosem ni to odpowiadał psu, ni to wołał go do puszczy.
Gajowy posłyszał to wycie i wyszedł na ganek.
Długo nasłuchiwał i uważnie przyglądał się Mikusiowi. Pies, z nastroszoną sierścią na karku, wyciągał szyję i rozwarłszy pysk, zawodził coraz żałośniej.
Z puszczy dobiegało dalekie, głuche wycie wilka.
Mikuś chwilami biegł do bramy, jak gdyby zamierzał wydostać się poza ogrodzenie, lecz natychmiast powracał i zawodził jeszcze jękliwiej.
Zamknięty w stajni koń zarżał krótko, trwożnie.
Kiedy gajowy powrócił do izby, żona szepnęła do niego:
— Zły to znak, kiedy pies tak wyje... Przepowiada to, jak mówią starzy ludzie,... śmierć...