Strona:Wacek i jego pies.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— E-e, głupie to zabobony! — zaśmiał się nieradośnie pan Piotr. — Mikuś posłyszał wycie wilka i odpowiada mu. Takie to już są psie zwyczaje....Dobranoc.
Położył się i zdmuchnął lampkę.
Nie mógł jednak zasnąć. Rozmyślał nad tym, że nigdy jeszcze nie słyszał podobnego wycia psa. Niczym nie różniło się ono od głosu dobiegającego z puszczy.
— Wilczą naturę ma ten kundel! — zadecydował gajowy i wreszcie usnął.
Wacek spał i nie słyszał nic.
Nazajutrz rano Mikuś wyruszył do puszczy. Wkrótce jednak powrócił wyraźnie strwożony.
Stanął przy bramie, słuchał i węszył chrapliwie. Czekał na gajowego.
Szedł za nim nie odchodząc na krok.
Chwilami warczał i przyciskał się do jego nóg.
— Co ci jest piesku? — pytał go zdziwiony pan Piotr.
W odpowiedzi na to Mikuś warczał coraz głośniej i oczu nie spuszczał z haszczy.
Gajowy domyślił się, że jakieś zwierzę czai się wśród krzaków.
Zatrzymał się i wziął karabin do ręki.
— Weź go! — krzyknął do Mikusia.
Pies spełnił rozkaz.
W tejże chwili z krzaków na ścieżkę wypadł wilk.
Gajowy strzelił, lecz chybił, bo zwierzę jednym susem znikło w gąszczu.
Mikuś, ku wielkiemu zdumieniu pana Piotra, nie ścigał wilka.