Strona:Wacek i jego pies.djvu/127

Ta strona została przepisana.

Nie przeszkodziło mu to jednak zwęszyć w zaroślach leszczynowych rogacza i wypłoszyć go z gęstwiny na polanę.
Wacek widział koziołka doskonale.
Stał w słońcu, obracał na wszystkie strony piękną główkę z ostrymi, jak widełki, różkami i strzygł uszami.,
Pobekiwał grubym głosem, a bek jego podobny był do urywanego poszczekiwania. Głośno tupał przy tym zgrabnymi nóżkami i parskał.
Gniewał się, bo przerwano mu przyjemną drzemkę w upalne południe.
Tupanie i beczenie rogacza zaniepokoiło pasące się osobno sarny.
Wynurzyły się z haszczy i w jednej chwili dużymi susami przemknęły skrajem polany i wpadły do krzaków.
Za nimi podążył koziołek, zwęszywszy wreszcie psa i jego pana — człowieka.
Wacek czuł głód, więc postanowił posilić się i nakarmić Mikusia.


Rozdział dwudziesty piąty
WACEK RATUJE MIKUSIA


Wacek skierował się do lasu.
Wydostawszy z plecaka zapasy, włożone przez troskliwą panią Wandę, zajadał z apetytem.
Nie zapomniał też o psie. Dla niego znalazły się w plecaku suchary i spory kawał mięsa.